Autor |
Wiadomość |
A_g_a_
Faun
Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Pią 18:47, 23 Sty 2009 |
|
Pamiętam, że jak pierwszy raz czytałam tę część, to zdecydowanie mi się... nie podobała. Chyba za bardzo byłam nastawiona, że to będzie kolejny, piąty tom, dalszy ciąg historii rodzinki Pevensie & spółki, a tu nagle Lewis wyskakuje z jakimiś... końmi, Kalormenem, a Pevensie są prawie tylko epizodem itd. Oczywiście w końcu ujawnił się Aslan i to mnie trochę pocieszyło, ale do jakiś głębszych refleksji to dopiero za drugim czytaniem doszłam (a później trzecim... no nie pamiętam, ile razy to już było )
KiJCh są dla mnie dużą niespodzianką i takim... spojrzeniem na Narnię z innej perspektywy. Z perspektywy istot, które jej nie znają, ale gdzieś głęboko w serduchu czują, że istnieje wspaniały świat poza Kalormenem (Szasta), znają ją słabo, właściwie tylko żywią się własnymi wyobrażeniami, ale tęsknią za nią (Bri), którzy nie wyobrażaja sobie jej zostawić (narnijskie poselstwo), dla których jest czymś neutralnym, albo wreszcie oczami jej wrogów. To daje niezły pogląd i dla mnie jest po prostu... ciekawe
Z ważnych słów tam padających nie będę już powtarzać tego wszystkiego, o czym wspominaliście - o niektórych z nich myślałam, że tylko ja tak mam, ale jednak nie Rozkoszowanie się czytaniem rozmowy Szasty z Aslanem jest niesamowite I wiele innych momentów...
Kiedy ostatni raz czytałam KiJCh zwróciłam uwagę na jeszcze jedno ze zdań, niby nie najważniejsze... Kiedy Szasta-Kor przychodzi do Pustelnika (fantastyczna postać!), by porozmawiać z Arawis i w pewnym momencie oni na chwilę zamilkli, bo zrozumieli, że oboje spotkali Aslana. Tak mnie jakoś przejęła ta scena To jest niezwykłe doświadczenie - przynajmniej dla mnie, kiedy nagle mogę się zorientować, że ktoś nadaje na tych samych falach, "zna Józefa" jakby to określiła L.M.Montgomery (mam słabość do Anki z Zielonego ), że nie muszę mu tłumaczyć pewnych zmian w życiu, w zachowaniu, ale że on przeżył coś podobnego. Po takim jednym spotkaniu z Lwem już nic nie jest takie samo, wszystko nabiera nowych barw A mieć świadomość, że ktoś czuje coś podobnego potrafi bardzo zbliżyć.
|
|
|
|
|
|
|
Olle
Centaur
Dołączył: 07 Kwi 2006
Posty: 581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz/Poznań
|
Wysłany:
Sob 23:16, 14 Lis 2009 |
|
No to lu panienki! że się tak wyrażę. Następny tom. Powinniśmy(yśmy) dostać jakąś nagrodę albo wpis do księgi Guinnessa.
Rozdział I
JAK SZASTA WYRUSZYŁ W PODRÓŻ
Ktoś już to zauważył, chyba Patysio, że u Lewisa wiele dzieci pochodzi z rodzin "patologicznych", że są skrzywdzone przez los, niezrozumiane, przeżyły jakąś tragedię itp. Szasta wpisuje się w tą tradycję.
Po pierwsze zatrzymałam się nad sposobem wysławiania się w Kalormenie, bardzo dworskim nawet na wsi (O mój ojcze! O mój synu!). W Narni wypowiadano się w podobny sposób (daleko szukać... chociażby ostatni rozdział LCiSS), ale raczej na wyższych szczeblach drabiny społecznej;)
Z tym się łączą liczne i na poczekaniu stwarzane mądrości, tym razem szczególna właściwość gorącego Południa. Ciekawe, czy nikt nie brał ich na serio, czy też nie poddawano ich w wątpliwość, by przypadkiem nie zdradzić się z nieznajomością? Zdaje mi się, że raczej to pierwsze - Tarkaan Anradin wygląda mi na postać raczej cyniczną, kiedy odpowiada Arsziszowi na jego powiedzenia i przysłowia.
A "oby żył wiecznie" przypomina mi za każdym razem pewien skecz Kabaretu Potem ("obym obym!")
Bri zarozumiały od samego początku. Uważa, że wszystko wie o Narni (twierdzi, że tam "wszystkie zwierzęta potrafią mówić"). Ale trzeba mu przyznać, że jest inteligentny i sprytny - jak potrafił przewidzieć, co zrobi Tarkaan!
Jeszcze co do Bri - stwierdzenie: mówiące konie zawsze mają bardziej końską wymowę, gdy ktoś je zdenerwuje, przywiodło mi na myśl bardzo, ale to bardzo naukowe wywody Klaudiusza Eliana ("O właściwościach zwierząt"), gdzie autor w tonie niezwykle poważnym wspomina o oczywistych cechach osobowości danego gatunku, a każdemu podporządkowuje niepodważalny morał Przy okazji dodam, że konie są wg Klaudiusza Eliana niezwykle cnotliwe! Podobno kiedy pewne konie się dowiedziały, że podstępem zmuszono je do kazirodztwa, to rzuciły się w przepaść!
Ale odeszłam od tematu:/
Na koniec dodam pewną oczywistość (wspominam dla porządku), że sposób, w jaki Szasta został znaleziony (jako niemowlę i na wodzie) to może być nawiązanie do historii Mojżesza. Tyle że Szasty bynajmniej nie znalazła córka faraona
|
|
|
|
|
martencja
Biały Jeleń
Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Nie 15:13, 15 Lis 2009 |
|
Co za kontrast między "Lwem, czarownicą i starą szafą" a "Koniem i jego chłopcem"! Jak widać, jak Lewis się w międzyczasie rozwinął jako pisarz. Od małej krainy, jakby stworzonej tylko po to, żeby upchnąć w nią chrześcijańską symbolikę, rozwinięcie w wielki, szeroki świat wypełniony różnymi kulturami (już nie raz się przyznawałam, że lubię rozmach w fantastyce:)). To magiczne, jak Lewis stwarza tutaj tę bogatą kulturę - i to widać już nawet w tym pierwszym rozdziale, długo zanim dotrzemy do wielkiego Taszbaanu: w sposobie mówienia, zachowania, w stosunkach między bohaterami. Postaci Arszisza i Tarkaana Anradina pojawiają się tylko na chwilę, a przecież też są już dość wyraziste.
Zastanawia mnie jednak w tym rozdziale parę rzeczy, na przykład: dlaczego nikt z otoczenia Szasty nigdy nie wybierał się na północ? Przecież tam znajdowało się centrum kraju oraz jego stolica, wydawałoby się, że byłby to dość naturalny kierunek przepływu ludzi i dóbr. Dlaczego Anradin Tarkaan zatrzymał się w chacie Arszisza - czy w okolicy naprawdę nie było zupełnie nic innego, co mogłoby lepiej zaspokoić potrzeby podróżującego arystokraty niż chatka biednego rybaka? Albo, co wywołało u mnie w niezbyt przyjemną konsternację, dlaczego Tarkaan nazywa Narnijczyków "accursed but beautiful barbarians"?
I jeszcze mały szczegół: Arszisz, podobnie jak Jadis, jest opisany jako osoba bardzo praktyczna:)
M.
|
|
|
|
|
patysio
Centaur
Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: patysiowo
|
Wysłany:
Wto 18:27, 17 Lis 2009 |
|
Olle napisał: |
A "oby żył wiecznie" przypomina mi za każdym razem pewien skecz Kabaretu Potem ("obym obym!") |
Mi też mi też
Olle napisał: |
Na koniec dodam pewną oczywistość (wspominam dla porządku), że sposób, w jaki Szasta został znaleziony (jako niemowlę i na wodzie) to może być nawiązanie do historii Mojżesza |
Może i oczywistość, ale często o niej zapominam.
martencja napisał: |
Zastanawia mnie jednak w tym rozdziale parę rzeczy, na przykład: dlaczego nikt z otoczenia Szasty nigdy nie wybierał się na północ? Przecież tam znajdowało się centrum kraju oraz jego stolica, wydawałoby się, że byłby to dość naturalny kierunek przepływu ludzi i dóbr |
Myślę, że Lewis dla kontrastu umieścił Szastę w otoczeniu 'praktycznych' ludzi, którzy myśleli tylko o życiowych rzeczach. Owa praktyczność wynikała nie tylko z cechy umysłu (Arszisza nie ciągnęło po prostu 'w świat''; gdyby był typem awanturnika, to pewnie by p...dolnął wszystko i wyjechał do Taszbaanu ),a le w dużej mierze z biedy - ponieważ jego podstawowe potrzeby fizjologicznie nie były zaspokojone w pełni, jak mógł myśleć o potrzebach wyższego rzędu? (to wszystko jest w piramidzie Maslowa! )
martencja napisał: |
(...)dlaczego Tarkaan nazywa Narnijczyków "accursed but beautiful barbarians"? |
Widocznie w każdym świecie południowcy mają słabość do blond ludów północy
martencja napisał: |
I jeszcze mały szczegół: Arszisz, podobnie jak Jadis, jest opisany jako osoba bardzo praktyczna:) |
Heh, widocznie Lewis nie trawił tej cechy u ludzi (nie miałabym szans na zdobycie jego sympatii ), bo wszystkie negatywne postacie z Opowieści cechuje praktyczność.
Wuj Andrzej:
Cytat: |
wuj Andrzej właził coraz głębiej w zarośla. Przez cały czas obserwował je uważnie, ale nie tyle z ciekawości, co z obawy, czy nie zamierzają się na niego rzucić. Podobnie jak Czarownica był osobą bardzo praktyczną. |
Jadis:
Cytat: |
zresztą teraz, gdy została sama z dziećmi, nie zwracała na żadne z nich najmniejszej uwagi. To też było bardzo w jej stylu. W Chamie nie zwracała uwagi na Połę, bo tam Digory'ego chciała użyć do swoich celów. Teraz rolę tę przejął wuj Andrzej, więc Digory przestał dla niej istnieć. Sądzę, że większość czarownic zachowuje się w podobny sposób. Nie interesują się rzeczami i ludźmi, jeśli nie chcą lub nie mogą ich użyć. Można powiedzieć, że są okropnie praktyczne. |
Krętacz - znalazł skórę lwa i postanowił się na niej wzbogacić (osoba niepraktyczna pewnie powiesiłaby ją sobie na ścianie, w najgorszym wypadku)
Cóż, czuję się lekko urażona, bo uważam się za osobę praktyczną i rzeczową. Mam nadzieję jednak, że Lewisowska praktyczność nie ma nic wspólnego z praktycznością w sensie zaradności - chodzi raczej o wykorzystywanie rzeczy/ludzi.
Jeszcze zasunę def. słownikową - czym jest praktyczność
Cytat: |
praktyczny
1. «oparty na praktyce; też: przeznaczony do zastosowania w praktyce»
2. «przydatny do czegoś»
3. «dbający o swoje sprawy życiowe» |
I jeszcze kilka moich przemyśleń
nie wiem czemu, ale strasznie śmieszy mnie fragment, w którym Szasta mówi do Bri
Cytat: |
Och, jak bym chciał, żebyś potrafił mówić, mój stary |
Chyba sam zwrot 'mój stary' mnie bawi, I dunno. I generalnie postać Bri jest bardzo komiczna (jak się fajnie oburzył, gdy go Szasta przyrównał do osła ).
wracając do 'oby żył wiecznie'
Cytat: |
- (...) Mój Tarkaan udaje się na północ, do wielkiego miasta. Jedzie na dwór Tisroka do Taszbaanu...
— Ej! — przerwał mu Szasta z przerażeniem. — Powinieneś chyba dodać „oby żył wiecznie”? |
Mam wrażenie, że Rowling zerżnęła swojego Voldemorta, którego-imienia-nie-wolno-wymawiać, właśnie od Lewisa.
Szkoda mi tego biednego osiołka, z którym Szasta czasem spał na sianie
Cytat: |
Potem pocałował osła w nos.
— Przykro mi, że nie możemy zabrać i CIEBIE — powiedział.
— Jesteś wreszcie — rzekł Koń, gdy chłopiec wrócił. — Zaczynałem |
To drugi osiołek w opowieściach - oprócz Łamigłówka. Były jeszcze jakieś?
|
Ostatnio zmieniony przez patysio dnia Wto 18:28, 17 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
koriat
Łachonog
Dołączył: 02 Kwi 2006
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 21:51, 20 Lis 2009 |
|
Olle napisał: |
No to lu panienki! |
jakkolwiek panienką nie jestem, i tak wtrącę swoje trzy grosze ;p
Warto zauważyć, że "Koń" jest bardzo mocno zakorzeniony w rozmaitych schematach literatury fantastyczno-rozrywkowo-młodziezowej. A więc mamy bohatera, który pochodzi ze znamienitej rodziny, ale wychowuje się jako przybrany syn wieśniaka, a potem powoli odkrywa swoją tożsamość przemierzając kolejne krainy w towarzystwie mniej lub bardziej dobranej "drużyny", i ta jego wędrówka jest właściwie klasycznym "questem", bo przecie ratuje swój kraj, i mamy bitwę "tych dobrych" ze złym imperium, i mądrego pustelnika, który uświadamia bohaterowi jego misję, tajemnicze grobowce... Jakbym nie był zaspanym, pewno bym podał więcej. Niemniej, mimo, że już w latach 50-tych było to wszystko typowe i niezbyt oryginalne, to działa znakomicie, jest znakomicie skonstruowane konsekwentnie twierdzę, że ze wszystkich tomów literacko ten jest najlepszy.
Cytat: |
Zastanawia mnie jednak w tym rozdziale parę rzeczy, na przykład: dlaczego nikt z otoczenia Szasty nigdy nie wybierał się na północ? Przecież tam znajdowało się centrum kraju oraz jego stolica, wydawałoby się, że byłby to dość naturalny kierunek przepływu ludzi i dóbr. |
Bo ja wiem, czy to takie dziwne? Zadupie jak zadupie, skoro to jakaś odległa prowincja na samym południu, mogli być samowystarczalni i przez władzę centralną niejako zapomniani, zresztą za bardzo nie wiemy, jak Kaalormen funkcjonował, może jak w średniowiecznej Francji władca, wbrew deklaracjom, miał realny polityczny wpływ tylko w jego części? W każdym razie w rzeczywistości quasiśredniowiecznej, nawet jeśli to średniowiecze arabskie nie jest to jakieś szokujące.
|
Ostatnio zmieniony przez koriat dnia Pią 21:56, 20 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Olle
Centaur
Dołączył: 07 Kwi 2006
Posty: 581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz/Poznań
|
Wysłany:
Sob 20:42, 21 Lis 2009 |
|
patysio napisał: |
martencja napisał: |
(...)dlaczego Tarkaan nazywa Narnijczyków "accursed but beautiful barbarians"? |
Widocznie w każdym świecie południowcy mają słabość do blond ludów północy |
Słyszałam, ze tak właśnie jest na Bliskim Wschodzie. Pewnie im rzadsze, tym ładniejsze.
patysio napisał: |
martencja napisał: |
I jeszcze mały szczegół: Arszisz, podobnie jak Jadis, jest opisany jako osoba bardzo praktyczna:) |
Heh, widocznie Lewis nie trawił tej cechy u ludzi (nie miałabym szans na zdobycie jego sympatii ), bo wszystkie negatywne postacie z Opowieści cechuje praktyczność. |
I mamy nawet na to cały osobny temat. Szkoda, że tam nie napisałaś Patysio, bo napisałaś dużo i rzeczowo:)
patysio napisał: |
Szkoda mi tego biednego osiołka, z którym Szasta czasem spał na sianie
Cytat: |
Potem pocałował osła w nos.
— Przykro mi, że nie możemy zabrać i CIEBIE — powiedział.
— Jesteś wreszcie — rzekł Koń, gdy chłopiec wrócił. — Zaczynałem |
To drugi osiołek w opowieściach - oprócz Łamigłówka. Były jeszcze jakieś? |
Nie mogę sobie żadnego więcej przypomnieć. Przyszedł mi jedynie na myśl osiołek Sama Gamgee u Tolkiena, zresztą Sam też się musiał z nim pożegnać.
koriat napisał: |
Olle napisał: |
No to lu panienki! |
jakkolwiek panienką nie jestem, i tak wtrącę swoje trzy grosze ;p |
Aj, przepraszam. Przyzwyczaiłam się do przewagi liczebnej kobiet w temacie wspólnego czytania, nie bez powodu raczej. Więc lu panienki i Koriacie!
koriat napisał: |
Warto zauważyć, że "Koń" jest bardzo mocno zakorzeniony w rozmaitych schematach literatury fantastyczno-rozrywkowo-młodziezowej. A więc mamy bohatera, który pochodzi ze znamienitej rodziny, ale wychowuje się jako przybrany syn wieśniaka, a potem powoli odkrywa swoją tożsamość przemierzając kolejne krainy w towarzystwie mniej lub bardziej dobranej "drużyny", i ta jego wędrówka jest właściwie klasycznym "questem", bo przecie ratuje swój kraj, i mamy bitwę "tych dobrych" ze złym imperium, i mądrego pustelnika, który uświadamia bohaterowi jego misję, tajemnicze grobowce... Jakbym nie był zaspanym, pewno bym podał więcej. Niemniej, mimo, że już w latach 50-tych było to wszystko typowe i niezbyt oryginalne, to działa znakomicie, jest znakomicie skonstruowane konsekwentnie twierdzę, że ze wszystkich tomów literacko ten jest najlepszy. |
No właśnie, stara, ale zawsze jakby świeża historia. Poniekąd ma to związek z życiem samego Chrystusa, który do tego utartego schematu pasuje jak ulał "Jedyny prawdziwy mit", czy "jedyna prawdziwa baśń", nie pamiętam dokładnie, jak to nazywali dwaj moi ulubieni Inklingowie;)
Rozdział II
PRZYGODA W DRODZE
Tak mogłaby się nazywać większość rozdziałów w tym tomie.
Rozśmieszyła mnie dyskusja na temat, czy korzystanie z pieniędzy Tarkaana byłoby kradzieżą. Bri miał całkiem rzeczowy argument, całkiem rzeczowy (wojna, łup i te sprawy), potem jednak dodał jeszcze bardziej pragmatycznie: A zresztą, jak sobie bez nich wyobrażasz zdobycie dla siebie jakiegoś jedzenia?
patysio napisał: |
I generalnie postać Bri jest bardzo komiczna (jak się fajnie oburzył, gdy go Szasta przyrównał do osła ). |
O tak, on się co chwila oburza i zrzędzi na Szastę, wyzywa go od worków mąki itd. I ciągle się dziwi: jakie to dziwne, że ktoś się tak różni ode mnie, tego standardu na skalę światową! (Nie jesz trawy - przecież jest taka smaczna.)
Lubię też fragment o tarzaniu się. W tym przypadku Briego trochę ubodło, że Szasta powiedział o nim: śmiesznie wyglądasz. Co jak co, ale Bri jest jednak szanującym się, poważnym koniem bojowym i nie lubi wyglądać "śmiesznie":]
Złapałam się na tym, że bardziej lubię tego konia niż kiedy ostatnio czytałam.
martencja napisał: |
Co za kontrast między "Lwem, czarownicą i starą szafą" a "Koniem i jego chłopcem"! Jak widać, jak Lewis się w międzyczasie rozwinął jako pisarz. Od małej krainy, jakby stworzonej tylko po to, żeby upchnąć w nią chrześcijańską symbolikę, rozwinięcie w wielki, szeroki świat wypełniony różnymi kulturami (już nie raz się przyznawałam, że lubię rozmach w fantastyce:)).
|
Uhm:) Dopiero teraz mnie uderzyło, że podróżowali "całe tygodnie", i to jeszcze zanim spotkali Arawis. To może dać wyobrażenie o rozmiarach narnijskiego świata. Zawsze był dla mnie miniaturką i nie zastanawiały mnie konkretne rozmiary, liczby itd. Może się jednak okazać, że Narnia nie jest dużo mniejsza niż np. Śródziemie. Tyle że Śródziemie zostało wypełnione tysiącem szczegółów, które dają poczucie wielkości. Łatwiej się tam zgubić. Narnia wydaje mi się bardziej przytulna. Żeby do niej trafić, wystarczy kierować się hasłem "Narnia i północ", oraz trzymać się brzegu morza. Ale o tym już nieraz pisałam.
Wspominałam już w tym temacie, że Koń i jego chłopiec to część, w której wyjątkowo mocno odczuwa się uprzedzenia wszystkich wobec wszystkich (Hwin jest tu jednym z chwalebnych wyjątków). Już w drugim rozdziale sobie o tym przypomniałam.
A moment wyścigu w blasku księżyca jest cudowny. I jeszcze potem wielka sylwetka Lwa ("przerażający kształt przyczajony na brzegu" - prawie jak u Lovecrafta;)) - coś pięknego!
|
|
|
|
|
martencja
Biały Jeleń
Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Nie 16:23, 22 Lis 2009 |
|
Olle napisał: |
patysio napisał: |
martencja napisał: |
(...)dlaczego Tarkaan nazywa Narnijczyków "accursed but beautiful barbarians"? |
Widocznie w każdym świecie południowcy mają słabość do blond ludów północy ;-) |
Słyszałam, ze tak właśnie jest na Bliskim Wschodzie. Pewnie im rzadsze, tym ładniejsze. |
Tylko że w obrębie tego świata nie ma (a przynajmniej ja nie widzę) ku temu żadnych kulturowych przesłanek. Nie czepiałabym się tego zresztą, gdyby nie to, że jest dla mnie niepokojącą myśl, że jedyne takie przesłanki mogłyby pochodzić z naszego świata, czyli od autora.
A swoją drogą - jak podaje kalendarium narnijskiej historii, Kalormen powstał, gdy w roku 204 narnijskiego czasu banici z Archenlandii uciekli przez pustynię i założyli tam państwo. "Koń i jego chłopiec" dzieje się w roku 1014. Jak się okazuje, 800 lat w tym świecie to dość czasu nie tylko, żeby stworzyć od zera wyrafinowaną i całkiem odmienną kulturę, ale nawet przejść ewolucję i wykształcić odrębną rasę:) Pojawia się interesujące pytanie, jak w ogóle działa ewolucja w świecie, co do którego wiadomo, że teoria ewolucji się nie odnosi;)
patysio napisał: |
wracając do 'oby żył wiecznie'
Cytat: |
- (...) Mój Tarkaan udaje się na północ, do wielkiego miasta. Jedzie na dwór Tisroka do Taszbaanu...
— Ej! — przerwał mu Szasta z przerażeniem. — Powinieneś chyba dodać „oby żył wiecznie”? |
Mam wrażenie, że Rowling zerżnęła swojego Voldemorta, którego-imienia-nie-wolno-wymawiać, właśnie od Lewisa. |
Czy ja wiem? Bardziej bym się upatrywała, w przypadku Voldemorta, odniesienia do zakorzenionej w kulturze europejskiej (czy ogólniej judeochrześcijańskiej) i obecnej w literaturze tradycji związanej z mocą imienia.
patysio napisał: |
To drugi osiołek w opowieściach - oprócz Łamigłówka. Były jeszcze jakieś? |
Był jeszcze osiołek, na którym podróżował Sylen w "Księciu Kaspianie":) Skąd, swoją drogą, greccy bogowie w Narni, to też ciekawe pytanie, choć niekoniecznie na ten wątek...
koriat napisał: |
Olle napisał: |
No to lu panienki! |
jakkolwiek panienką nie jestem, i tak wtrącę swoje trzy grosze ;p |
Widzisz, masz za swoje, za rzadkie odzywanie się:P
koriat napisał: |
martencja napisał: |
Zastanawia mnie jednak w tym rozdziale parę rzeczy, na przykład: dlaczego nikt z otoczenia Szasty nigdy nie wybierał się na północ? Przecież tam znajdowało się centrum kraju oraz jego stolica, wydawałoby się, że byłby to dość naturalny kierunek przepływu ludzi i dóbr. |
Bo ja wiem, czy to takie dziwne? Zadupie jak zadupie, skoro to jakaś odległa prowincja na samym południu, mogli być samowystarczalni i przez władzę centralną niejako zapomniani, zresztą za bardzo nie wiemy, jak Kaalormen funkcjonował, może jak w średniowiecznej Francji władca, wbrew deklaracjom, miał realny polityczny wpływ tylko w jego części? W każdym razie w rzeczywistości quasiśredniowiecznej, nawet jeśli to średniowiecze arabskie nie jest to jakieś szokujące. |
Toteż nie byłam bynajmniej zaszokowana, tylko lekko zdziwiona. Ale niech będzie, możliwe, że Kalormen jest silnie zdecentralizowany i nikogo w odległych prowincjach nie interesuje za bardzo, co się dzieje w stolicy.
A teraz do drugiego rozdziału:
Pięknie dalej rysowany charakter Briego:) Jakie ma wyobrażenia, co przystoi i nie przystoi z jednej strony prawdziwemu Narnijczykowi, z drugiej koniowi bojowemu - tarzanie się, argumentacja na temat używania pieniędzy Tarkaana, wytykanie Szaście kiepskiego stylu jazdy, jak już wspomniałyście. I jak się od niego próbuje w pewien sposób zdystansować, spotykając Hwin i arystokratkę-Arawis. A zresztą jest to temat omawiany już dość dogłębnie wcześniej w tym wątku.
Ciekawe, swoją drogą, co to były za wojny, w których Bri brał udział. Czyżby kalormeńskie wojny domowe? Szkoda, że Lewis nie napisał też "Opowieści z Kalormenu", z chęcią bym przeczytała:)
Zakończenie rozdziału:
Cytat: |
For in Calormen, story-telling (whether the stories are true or made up) is a thing you're taught, just as English boys and girls are taught essay-writing. The difference is that people want to hear the stories, whereas I never heard of anyone who wanted to read the essays. |
...oprócz tego, że jest kolejnym z licznych przyczynków do tematu "Angielska szkoła jest ZŁA", pokazuje też chyba jedyny jednoznacznie pozytywny aspekt kultury kalormeńskiej.
M.
|
|
|
|
|
patysio
Centaur
Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: patysiowo
|
Wysłany:
Nie 17:11, 22 Lis 2009 |
|
martencja napisał: |
Olle napisał: |
patysio napisał: |
martencja napisał: |
(...)dlaczego Tarkaan nazywa Narnijczyków "accursed but beautiful barbarians"? |
Widocznie w każdym świecie południowcy mają słabość do blond ludów północy |
Słyszałam, ze tak właśnie jest na Bliskim Wschodzie. Pewnie im rzadsze, tym ładniejsze. |
Tylko że w obrębie tego świata nie ma (a przynajmniej ja nie widzę) ku temu żadnych kulturowych przesłanek. Nie czepiałabym się tego zresztą, gdyby nie to, że jest dla mnie niepokojącą myśl, że jedyne takie przesłanki mogłyby pochodzić z naszego świata, czyli od autora |
Nie do końca rozumiem - dlaczego nie ma przesłanek? Czy sam fakt innego koloru skóry i odmienności kulturowej nie jest przesłanką? To jest zresztą kwestia wyłącznie biologiczna - Rabadaszowi bardziej podoba się Zuzanna, ponieważ ma ona inny układ genów niż mieszkanki Kalormenu, co spowodowałoby, że dzieci ich miałyby mieszanką genów, która czyniłaby ich bardziej odpornymi i silnymi
Przyznam Wam się, że przeczytałam 2gi rozdział... i całą resztę Ta opowieść jest tak wspaniała, że po prostu nie mogłam się powstrzymać
Ale wracam do rzeczy, czyli do omówienia rozdziału.
Nic nie poradzę - mimo swych wad, Bri mnie potwornie rozczula. Generalnie większość zwierząt z Opowieści mnie rozczula - do koni (i osłów) mam jednak jakąś szczególną słabość. Lewis kapitalnie opisuje ich zachowanie, np. w scenie pobudki Szasty:
Cytat: |
Ale Koń zaczął go trącać nosem, a potem delikatnie popychać kopytem i w końcu chłopiec musiał wstać. |
Przypomniały mi się poranki, kiedy w bardzo podobny sposób budził mnie pies - najpierw trącał nosem, później łapą, czasem wsadzał mi łeb pod ramię i usiłował je podnieść, a często kończyło się przejechaniem pazurami po plecach I powiem Wam, że nie było milszych pobudek.
W tym rozdziale jeszcze jeden świetny opis zachowanie końskiego - czyli tarzanie się w trawie.
Cytat: |
— Chyba się trochę wytarzam w trawie, zanim mi nałożysz siodło. — I natychmiast przewrócił się na grzbiet i zaczął tarzać w miękkiej darni, wymachując wszystkimi czterema nogami w powietrzu i powtarzając:
— O tak! To jest to. To bardzo dobre. Ty też powinieneś spróbować, Szasto. Nic tak nie odświeża.
Ale Szasta wybuchnął śmiechem:
— Naprawdę, wyglądasz bardzo śmiesznie, leżąc na grzbiecie!
— Nic podobnego — odpowiedział Bri, lecz nagle przewrócił się na bok, podniósł łeb i popatrzył uważnie na chłopca, lekko dysząc. — Czy to naprawdę wygląda śmiesznie? — spytał zaniepokojony. |
Zwłaszcza ten moment, gdy Bri zaprzestaje tarzania i podnosi łeb - komicznie to wygląda w mojej głowie
pierwsze śniadanie Szasty na wolności
Cytat: |
Zbadali zawartość toreb i znaleźli sporo pożytecznych rzeczy: pasztet w cieście, tylko trochę zesta-rzały, bryłę suszonych fig i kawał zielonego sera |
Zielony ser? To chyba niezbyt dobrze?
pojawienie się Arawis i Hwin
Tu historii rusza, że tak powiem, z kopyta (pewnie dlatego nie wytrzymałam, i połknęłam od razu całość - po tym rozdziale naprawdę sztuką jest powstrzymać się od przeczytania reszty). Kiedyś w temacie o szowinizmie wspomniano, że u Lewisa postacie kobiece często są negatywne. Ale to właśnie Hwin jest jedyną postacią, która ani razu nie zrobiła czegoś, co nie spodobałoby się Aslanowi. Od początku jest pokorna i skromna, w przeciwieństwie do Bri i Arawis, wychowanych wśród dumnych Kalormeńczyków.
I jeszcze jedno mnie zastanowiło podczas czytania - czy w świecie narnijskim, tj. w Narnii, Archenlandii, Kalormenie, wszyscy mówią jednym językiem? W zasadzie tylko w tym tomie takie pytanie się pojawia, bo spotykamy bohaterów z każdej z tych krain, i wszyscy oni najwyraźniej bezproblemowo się porozumiewają.
|
|
|
|
|
koriat
Łachonog
Dołączył: 02 Kwi 2006
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Nie 18:41, 22 Lis 2009 |
|
Później napiszę coś konstruktywnego, tera tylko dwie uwagi:
Olle napisał: |
Rozdział II
PRZYGODA W DRODZE[/b]
Tak mogłaby się nazywać większość rozdziałów w tym tomie. |
Tak mogłaby się nazywać większość rozdziałów w 99% powieści fantasy -
stąd powtórzę jeszcze raz, ze "Koń", może obok "Wędrowca do świtu" jest dla mnie najbardziej ze wszystkich tomów powieścią konwencji, kanonicznym fantasy. Nawet te powszechne uprzedzenia wszystkich wobec wszystkich, a także ewolucja bohaterów - aczkolwiek trudno powiedzieć, czyja ewolucja i przemiana jest ważniejsza, jak żeście już wspomniały Bri na początku jest jeszcze większym burakiem niż Szasta, nie dość, że w gruncie rzeczy nic nie wie, to utrzymuje, ze jest dokładnie na odwrót
Zielony ser jak najbardziej istnieje, w Szwajcarii taki robią. pomarańczowe i brązowe też są ;p
Olle napisał: |
("przerażający kształt przyczajony na brzegu" - prawie jak u Lovecrafta;)) - coś pięknego! |
Nie, nie. u Lovecrafta to by było "w bluźnierczej ciszy majaczył straszliwy kształt, czyhający na brzegu niby przedwieczne, groteskowe monstrum" :p
|
Ostatnio zmieniony przez koriat dnia Nie 18:42, 22 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
martencja
Biały Jeleń
Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Czw 20:22, 26 Lis 2009 |
|
patysio napisał: |
martencja napisał: |
Olle napisał: |
patysio napisał: |
martencja napisał: |
(...)dlaczego Tarkaan nazywa Narnijczyków "accursed but beautiful barbarians"? |
Widocznie w każdym świecie południowcy mają słabość do blond ludów północy ;-) |
Słyszałam, ze tak właśnie jest na Bliskim Wschodzie. Pewnie im rzadsze, tym ładniejsze. |
Tylko że w obrębie tego świata nie ma (a przynajmniej ja nie widzę) ku temu żadnych kulturowych przesłanek. Nie czepiałabym się tego zresztą, gdyby nie to, że jest dla mnie niepokojącą myśl, że jedyne takie przesłanki mogłyby pochodzić z naszego świata, czyli od autora |
Nie do końca rozumiem - dlaczego nie ma przesłanek? Czy sam fakt innego koloru skóry i odmienności kulturowej nie jest przesłanką? To jest zresztą kwestia wyłącznie biologiczna - Rabadaszowi bardziej podoba się Zuzanna, ponieważ ma ona inny układ genów niż mieszkanki Kalormenu, co spowodowałoby, że dzieci ich miałyby mieszanką genów, która czyniłaby ich bardziej odpornymi i silnymi ;-) |
Ale czy to tak działa? Czy kształtując kanony urody kierujemy się różnorodnością genetyczną;)? Nie jestem antropologiem, więc nie znam się na tym temacie, ale na podstawie obserwacji i dyskusji, jakie zdarzało mi się parę razy prowadzić, wydaje mi się, że wręcz przeciwnie: podobają nam się przede wszystkim (jako typy, niekoniecznie jednostki) ludzie raczej podobni do nas, typowi dla naszego kręgu kulturowego. W następnej kolejności mogą działać różne uwarunkowania kulturowe czy cywilizacyjne, jak np. 1) jasna cera świadcząca o możliwości prowadzenia próżniaczego trybu życia (w dawnej Europie) albo pochodzeniu z wyższej warstwy społecznej/odmiennej etnicznie, dominującej w życiu społecznym grupy (kasty w Indiach), co zresztą może mieć związek z poprzednim; albo 2) dominacja jakiejś kultury, przez którą wygląd kojarzony z tą kulturą byłby zarazem kojarzony z jej siłą i promowany w środkach masowego przekazu. O ile możliwy w Kalormenie byłby przypadek 1., ale wtedy przecież Tarkaan sam byłby przedstawicielem tej warstwy nadającej ton, to o przypadku 2., dominacji politycznej czy (wiążącej się z nią) kulturalnej Narni (nie mówiąc już o środkach masowego przekazu;)), nie może być mowy. Dlatego mi tu zgrzyta.
A Zuzanna mogła się Rabadaszowi podobać jako indywidualny okaz;) Bez przeniesienia na całą jej kulturę.
A zresztą, może się zupełnie mylę;) W każdym razie - to się nazywa przeanalizowanie! To się nazywa niewłaściwe (jakie praktyczne!) podejście do baśni:P Zdaje się, że czytacze (:P) tego forum stali się ofiarami mojego odreagowywania pracy;)
M.
|
|
|
|
|
Olle
Centaur
Dołączył: 07 Kwi 2006
Posty: 581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz/Poznań
|
Wysłany:
Sob 21:32, 28 Lis 2009 |
|
martencja napisał: |
A swoją drogą - jak podaje kalendarium narnijskiej historii, Kalormen powstał, gdy w roku 204 narnijskiego czasu banici z Archenlandii uciekli przez pustynię i założyli tam państwo. "Koń i jego chłopiec" dzieje się w roku 1014. Jak się okazuje, 800 lat w tym świecie to dość czasu nie tylko, żeby stworzyć od zera wyrafinowaną i całkiem odmienną kulturę, ale nawet przejść ewolucję i wykształcić odrębną rasę Pojawia się interesujące pytanie, jak w ogóle działa ewolucja w świecie, co do którego wiadomo, że teoria ewolucji się nie odnosi;) |
Heh... no racja. Gdyby to jeszcze byli ludzie, którzy dostali się z naszego świata, konkretnie z Bliskiego Wschodu, przez jakąś bardziej niszową szczeliną między światami (bo z tego co pamiętam, istniały takie), byłoby to bardziej prawdopodobne (o ile można stosować w przypadku baśni zasadę prawdopodobieństwa).
patysio napisał: |
Przyznam Wam się, że przeczytałam 2gi rozdział... i całą resztę Ta opowieść jest tak wspaniała, że po prostu nie mogłam się powstrzymać |
Totalny brak wstrzemięźliwości
patysio napisał: |
I jeszcze jedno mnie zastanowiło podczas czytania - czy w świecie narnijskim, tj. w Narnii, Archenlandii, Kalormenie, wszyscy mówią jednym językiem? W zasadzie tylko w tym tomie takie pytanie się pojawia, bo spotykamy bohaterów z każdej z tych krain, i wszyscy oni najwyraźniej bezproblemowo się porozumiewają. |
No właśnie! Chociażby wymową mogłyby się jakoś różnić. Ok. tysiąca lat to chyba wystarczająco dużo, żeby przy średnio bliskich stosunkach między Narnią i Kalormenem (pominę już Archenlandię) wykształcił się przynajmniej nieco inny akcent... Z drugiej strony, gdyby Lewis zaczął się nad tym rozwodzić jak Tolkien, dzieci nudziłyby się przy lekturze. Więc myślę, że jednak lewisowe rozwiązanie nie jest złe. To w końcu baśń. Prosta historia.
martencja napisał: |
A Zuzanna mogła się Rabadaszowi podobać jako indywidualny okaz;) Bez przeniesienia na całą jej kulturę. |
Właściwie racja. Próbowałam sobie przypomnieć, czy Tisrok np. odradzał Rabadaszowi wybór Zuzanny i jakich ewentualnie argumentów używał, ale chyba nie stało się nic takiego. Zobaczymy dalej.
martencja napisał: |
A zresztą, może się zupełnie mylę W każdym razie - to się nazywa przeanalizowanie! To się nazywa niewłaściwe (jakie praktyczne!) podejście do baśni:P Zdaje się, że czytacze () tego forum stali się ofiarami mojego odreagowywania pracy;) |
Po to są fora;)
koriat napisał: |
Olle napisał: |
("przerażający kształt przyczajony na brzegu" - prawie jak u Lovecrafta;)) - coś pięknego! |
Nie, nie. u Lovecrafta to by było "w bluźnierczej ciszy majaczył straszliwy kształt, czyhający na brzegu niby przedwieczne, groteskowe monstrum" :p |
Fakt. Pominęłam też np. macki...
Moja wyobraźnia działa szybciej niż rozum, dlatego ujrzałam przyczajonego Aslana-monstrum z mackami na tle księżyca. Muszę przyznać, że na ten widok słońce straciło blask w moich oczach. Ale już odzyskało i rozpoczynam kolejny rozdział.
Rozdział III
U BRAM TASZBAANU
patysio napisał: |
Kiedyś w temacie o szowinizmie wspomniano, że u Lewisa postacie kobiece często są negatywne. Ale to właśnie Hwin jest jedyną postacią, która ani razu nie zrobiła czegoś, co nie spodobałoby się Aslanowi. Od początku jest pokorna i skromna, w przeciwieństwie do Bri i Arawis, wychowanych wśród dumnych Kalormeńczyków. |
Aha:) I jakie ewolucje wykonuje, żeby wyjaśnić reszcie swój plan (najlepszy z wymienionych, swoją drogą), ale żeby nie urazić dumy Briego. Zwykły człowiek (koń) od razu by się rzucił na takiego buca z pazurami/kopytami, bądź przynajmniej z krytyczną uwagą na temat nadmiernej dbałości o własny wygląd i opinię.
martencja napisał: |
Ciekawe, swoją drogą, co to były za wojny, w których Bri brał udział. Czyżby kalormeńskie wojny domowe? Szkoda, że Lewis nie napisał też "Opowieści z Kalormenu", z chęcią bym przeczytała |
Hehe;) Pewnie z Narnią, albo z Wyspami... też nie wiem. W kolejnym rozdziale Bri trochę rozmawia z Arawis na ich temat, ale tylko pobieżnie.
martencja napisał: |
I jak się od niego próbuje w pewien sposób zdystansować, spotykając Hwin i arystokratkę-Arawis. |
Co było bardzo niemiłe z ich strony, choć nie wiem, czy zdawali sobie z tego sprawę. Lewis ujął to tak: Ludzie, którzy znają wiele tych samych rzeczy, nie mogą się powstrzymać, by o nich nie rozmawiać, a jeśli jest przy tym ktoś trzeci, to ma wrażenie, że się go lekceważy.
A Arawis na początku w ogóle się do Szasty nie odzywała (cóż, w końcu należy z rodu tych, którzy mają przywilej stania w obuwiu przed obliczem samego Tisroka. Zarozumiała dziewczyna. Choć to mogło tak samo wynikać z jej pozycji społecznej, jak i z typowej w pewnym wieku niechęci chłopców do dziewczynek i na odwrót (ile dokładnie oni tam mieli lat, bo mi umknęło? Czy jednak nie byli na tą niechęć ciut za starzy?). To drugie można nieco łatwiej usprawiedliwić, to pierwsze - wcale. Nie wiem też na przykład, co ją kierowało, gdy mówiła do Szasty: Bądź pewien, że ani jednej rzeczy, o których opowiadałam, nie zrobiłam po to, aby się tobie przypodobać. Czy pogarda wobec niższego od niej pochodzeniem chłopaka? Niechęć do ludzi, którzy wytykają jej błędy? Może jedno i drugie?
Arawis wydaje mi się postacią dość złożoną, jeśli chodzi o narnijską bohaterkę. Kiedy czytam, jak wyrusza w drogę, zawsze przypomina mi się scena z disneyowskiej "Mulan", choć Mulan opuszczała dom, nie mając na uwadze tylko swojego własnego szczęścia:)
martencja napisał: |
Cytat: |
For in Calormen, story-telling (whether the stories are true or made up) is a thing you're taught, just as English boys and girls are taught essay-writing. The difference is that people want to hear the stories, whereas I never heard of anyone who wanted to read the essays. |
...oprócz tego, że jest kolejnym z licznych przyczynków do tematu "Angielska szkoła jest ZŁA", pokazuje też chyba jedyny jednoznacznie pozytywny aspekt kultury kalormeńskiej. |
Już to kiedyś przytaczałam w bieżącym temacie, ale mnie rozbawiło, kiedy Hwin przerywa Arawis słowami: Nie powiedziałam tego nawet w połowie tak pięknie. Bri jednak jest koneserem i ucisza klacz - zna konwencję i rozkoszuje się stylem opowieści ("radości moich oczu", "usłyszeć znaczy wykonać"). Rozśmieszyło mnie też, kiedy Szasta nie mógł się doczekać dalszego ciągu i zburzył na moment nastrój prostackim pytaniem: Co było tym w liście?
Bri jak zwykle się popisuje: na pytanie Arawis o upiory na cmentarzysku odpowiada, że jest wolnym narnijskim koniem i nie wierzy w takie kalormeńskie bajeczki. Co oczywiście wzbudza falę deklaracji, że absolutnie nikt z obecnych nie wierzy, a każdy następny składa tą deklarację dobitniej niż poprzednik (to takie życiowe ). Albo też Bri nie zgadza się na plan przepłynięcie rzeką pod Taszbaanem, podając coś na odczepkę (ach, Hwin może nie mieć sił na przepłynięcie! Ach, ach, jaki ja troskliwy!). Jednak narrator traktuje konia bardzo złośliwie i zdradza nam przyczynę: Bri sam się bał, że nie da rady jej przepłynąć ).
Hmm, dziwne że też nie mogli po prostu ominąć tego Taszbaanu... był aż tak wielki?
Po raz kolejny drużyna musi uciec do niezbyt uczciwych zabiegów (Szasta jak zwykle nazywa rzeczy po imieniu: kradzież, Bri stosuje eufemizmy: branie łupu;)).
|
Ostatnio zmieniony przez Olle dnia Sob 21:53, 28 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
martencja
Biały Jeleń
Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Nie 21:17, 29 Lis 2009 |
|
Olle napisał: |
Heh... no racja. Gdyby to jeszcze byli ludzie, którzy dostali się z naszego świata, konkretnie z Bliskiego Wschodu, przez jakąś bardziej niszową szczeliną między światami (bo z tego co pamiętam, istniały takie), byłoby to bardziej prawdopodobne (o ile można stosować w przypadku baśni zasadę prawdopodobieństwa). |
Nie mówiąc już o tym, że takie przejście z jakiegoś kraju Bliskiego Wschodu wyjaśniałoby podobieństwo kalormeńskiej kultury do kultury Bliskiego Wschodu.
Olle napisał: |
martencja napisał: |
Ciekawe, swoją drogą, co to były za wojny, w których Bri brał udział. Czyżby kalormeńskie wojny domowe? Szkoda, że Lewis nie napisał też "Opowieści z Kalormenu", z chęcią bym przeczytała:) |
Hehe;) Pewnie z Narnią, albo z Wyspami... też nie wiem. W kolejnym rozdziale Bri trochę rozmawia z Arawis na ich temat, ale tylko pobieżnie. |
Z Narnią to nie, bo po pierwsze Narnia jeszcze do bardzo niedawna ukrywała się za żelazną kurtyną Białej Czarownicy (gdyby Narnijczycy w tym czasie prowadzili wojny z Kalormeńczykami, to pan Tumnus nie zdziwiłby się tak bardzo, widząc człowieka. Co ciekawe, żelazna kurtyna musiała być nieprzepuszczalna także w drugą stronę, skoro Kalormeńczycy nie wiedzieli o mówiących zwierzętach), a po drugie, jak widać będzie dalej, ze względu na Wielką Pustynię, taka wyprawa wojenna jest przedsięwzięciem ryzykownym i do tej pory raczej niepróbowanym. Wyspy są prawdopodobne, ale stawiam szczególnie na wojny domowe, tym bardziej, że Bri w tym rozdziale wspomina coś o buntownikach.
Olle napisał: |
A Arawis na początku w ogóle się do Szasty nie odzywała (cóż, w końcu należy z rodu tych, którzy mają przywilej stania w obuwiu przed obliczem samego Tisroka;). Zarozumiała dziewczyna. Choć to mogło tak samo wynikać z jej pozycji społecznej, jak i z typowej w pewnym wieku niechęci chłopców do dziewczynek i na odwrót (ile dokładnie oni tam mieli lat, bo mi umknęło? Czy jednak nie byli na tą niechęć ciut za starzy?). To drugie można nieco łatwiej usprawiedliwić, to pierwsze - wcale. Nie wiem też na przykład, co ją kierowało, gdy mówiła do Szasty: Bądź pewien, że ani jednej rzeczy, o których opowiadałam, nie zrobiłam po to, aby się tobie przypodobać. Czy pogarda wobec niższego od niej pochodzeniem chłopaka? Niechęć do ludzi, którzy wytykają jej błędy? Może jedno i drugie? |
Pewnie tak, ale mnie najbardziej przekonuje jej uprzedzenie spowodowane arystokratycznym pochodzeniem. Wręcz zdziwiłabym się - w świetle tego, jak Lewis opisuje kalormeńską kulturę - gdyby było inaczej. A tak, po pierwsze urozmaica to Arawis jako postać, po drugie, stanowi logiczne dopełnienie przedstawienia społeczeństwa Kalormenu. Wydaje mi się też, że jej niechęć do Ahoszty wynika nie tylko z jego wieku i brzydoty, ale też z tego, że swoją pozycję na dworze Tisroka zawdzięczał, jak by nie było, własnej pracy, a nie pochodzeniu. Dorobkiewicz, innymi słowy.
Pięknie jest opowiedziana historia Arawis!:) Rodowód na początku przypomina mi sagi islandzkie, gdzie każdy nowy bohater poprzedzony był podobnym wymienieniem przodków do kilku pokoleń wstecz. Ciekawe, swoją drogą, czy taka młoda samotna dziewczyna wchodząca na urząd pocztowy w Azim Baldzie nie wzbudzała podejrzeń. A zresztą, pewnie nawet jak tak, to nikt nie śmiał kwestionować postępowania arystokratów. I czy takie poślubienie dziewczyny bez udziału jej rodziny, jak to według listu Arawis miał zrobić Ahoszta, nie zostałoby potraktowane jako wielki afront:) Ciekawi mnie też kalormeński panteon bogów, łącznie z wymienioną tu Zardinah, Panią Nocy. Że też, swoją drogą, takie rytuały ku jej czci ze strony mającej wyjść za mąż dziewczyny odbywały się w miejscu, przez które przypadkiem mógł przejechać ktokolwiek, na przykład taki Ahoszta:) Raczej bym się spodziewała jakiegoś odosobnionego miejsca, świętego gaju dostępnego tylko kobietom czy czegoś w tym rodzaju. Ale co ja tam wiem na temat kalormeńskiej kultury:)
Olle napisał: |
Hmm, dziwne że też nie mogli po prostu ominąć tego Taszbaanu... był aż tak wielki? |
Zostaje to wyjaśnione w tekście:
Cytat: |
Shasta thought they should go up the river above Tashbaan and cross it where it was narrower. But Bree explained that there were gardens and pleasure houses on both banks of the river for miles and that there would be Tarkaans and Tarkheenas living in them and riding about the roads and having water parties on the river. In fact it would be the most likely place in the world for meeting someone who would recognize Aravis or even himself. |
...i dochodzą do wniosku, że łatwiej będzie im się wmieszać w tłum w dużym, ludnym mieście.
M.
|
|
|
|
|
koriat
Łachonog
Dołączył: 02 Kwi 2006
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 22:17, 05 Gru 2009 |
|
Jestem świeżo po lekturze - i zebrało mi się kilka luźnych uwag odnośnie całości. Zechciejcie wybaczyć, że wybiegam przed orkiestrę, ale nadmiar myśli domaga się ujścia
Otóż przede wszystkim uderzyło mnie - po raz pierwszy, mimo, że czytałem tę książkę piąty czy szósty raz - jak ogromna jest w tym tomie rola wszelkich opowieści, przy czym pojęcie "opowieść" traktowane jest rozmaicie, dosłownie i metaforycznie.
Przede wszystkim dosłownie, "Koń..." to zdecydowanie najbardziej szkatułkowa powieść z cyklu. Mamy tu więc opowieść Arawis o tym, jak uciekła z domu, opowieść Szasty o tym, skąd się wziął w Kalormienie, opowieść pustelnika o bitwie, a także wiele innych, pominiętych przez narratora. Ale zostańmy przy tych trzech - bo te trzy historie to osobne perełki, a każda zupełnie inna. Opowieść Arawis ma piękną, wysmakowaną narrację, co podkreśla Bri chwaląc kalormeńską sztukę opowiadania, wszystko w niej jest podporządkowane urodzie i melodii stylu, co podkreśla wtrącenie Hwin, że wcale tak pięknie nie mówiła; opowieść Szasty jest chaotyczna i rwana, chłopak nawija bez ładu i składu, odjeżdża w bezsensowne dygresje i gubi wątek - ale jest to jednocześnie najbardziej emocjonalna opowieść, historia dotyczy jego samego i Szasta ani myśli te emocje tłumić. Jest wreszcie opowieść "na żywo", czyli relacja pustelnika z bitwy. Właśnie, relacja, bo przecież przypomina stenogram wypowiedzi komentatora sportowego, pustelnik mówi zdaniami pojedynczymi i równoważnikami, dodaje dużo okoliczników czasu, skacze od ogólnej sytuacji taktycznej do konkretnych pojedynków pojedynczych "zawodników", i jeszcze to zwięzłe podsumowanie "całkowita klęska Kalormenu".
Właściwie więc da się te trzy opowieści sprowadzić do prostych mianowników - ta Arawis to styl, czysto techniczno-artystyczny aspekt literatury, Szasty - emocje, a Pustelnika - czyste, konkretne informacje. Lewis bardzo sprawnie się tym bawi, zmieniając styl i sposób wypowiedzi, a w/w pierwiastki współistnieją, i tylko tak dają pełen ogląd świata powieści.
Ale właśnie. Sama opowieść jako pewien abstrakcyjny twór jest tu czymś więcej niż tylko dodatkową atrakcją. Bo pojawia się w jeszcze jednym aspekcie, w wypowiedziach Aslana skierowanych do Szasty, Arawis i Briego. Każdemu z nich Aslan mówi, że nie opowiada im o losach innych ludzi, że jego opowieść dotyczy tylko życia danego rozmówcy. Za jej pomocą Aslan uświadamia im znaczenie pewnych faktów w ich życiu, ułatwia zrozumienie swojej sytuacji, i, by tak rzec, miejsca w świecie. Ale to z kolei dzieje się przecież w opowieści snutej czytelnikowi przez Lewisa. Czyli znowu, jasna cholera, wychodzi postmodernizm, gra z czytelnikiem branie siebie samego w cudzysłów. Ale też więcej, bo refleksja nad rolą literatury pięknej w życiu, literatury która może być swego rodzaju katalizatorem, impulsem do zmiany lub metaforą tłumaczącą świat.
Jeszcze raz podkreślę, jak pięknie napisana i skonstruowana jest ta książka. Zwróciłyście uwagę na krótkie opisy w trakcie bitwy i przeprawy przez pustynię, kiedy narracja gwałtownie się zmienia, przechodząc chwilami w coś w rodzaju dynamicznej, emocjonalnej prozy poetyckiej? To chyba jedyne miejsca w cyku, w których Lewis pisze w ten sposób.
Z drugiej strony, można by się czepiać. Obok "Podróży Wędrowca do Świtu" jest to tom, w którym oglądamy najwięcej narnijskiego świata, widać, że Lewis sporo uwagi poświęcił kreacji quasiarabskiej kultury Kalormenu. Ale - co jednak zgrzyta: kwestia języka. Zgodziliśmy się kiedyś, ze fakt, że "nasi" dogadują się z Narnijczykami mieści się w konwencji. Ale Kalormen? Zupełnie odmienna kultura, zupełnie inne nazwy własne, ale poza tym język taki sam. W dodatku dziwi początek książki, gdzie Arszisz rozmawia z właścicielem Briego i obaj mówią właściwie tak samo, mimo, że jeden to prosty, ciemny rybak, a drugi możnowładca. Skąd niby Arszisz znał te wszystkie poezje i sentencje?
I inna kwestia. Wszyscy od razu mylą Szastę i Korina. Niby ok, to bliźniacy, ale... Wychowali się w dramatycznie innych warunkach, jeden na królewskim dworze, drugi w chacie ubogiego rybaka, zasuwając od rana do nocy, no i choćby fryzury musieli mieć zasadniczo odmienne...
No i Archenlandia - można odnieść wrażenie, ze te kraik składał się tylko z zameczku i puszczy. Jakeiś miasto? Wieś? Pole?
Można by tka jeszcze długo, ale można i tak: to jest baśń, może najmocniej ze wszystkich tomów, najbardziej konwencjonalna, najbardziej literacka i zależna od tradycji. Baśń, a więc ważna jest sama opowieść i jej znaczenie. Tak jak w zakończeniu, gdzie tę baśniowość widać może najmocniej, gdzie narracja przyspiesza gwałtownie, streszczając całe lata, i gdzie bohaterowie zostają królem i królową żyjąc długo i szczęśliwie, a zło zostaje przykładnie - i dydaktycznie - ukarane, bez dziwaczej otoczki jak np w "Srebrnym Krześle". Baśń.
Proszę wybaczyć gadulstwo i chaotyczność, ulżyło mi
|
|
|
|
|
Olle
Centaur
Dołączył: 07 Kwi 2006
Posty: 581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz/Poznań
|
Wysłany:
Nie 0:22, 06 Gru 2009 |
|
martencja napisał: |
Olle napisał: |
Hehe;) Pewnie z Narnią, albo z Wyspami... też nie wiem. W kolejnym rozdziale Bri trochę rozmawia z Arawis na ich temat, ale tylko pobieżnie. |
Z Narnią to nie, bo po pierwsze Narnia jeszcze do bardzo niedawna ukrywała się za żelazną kurtyną Białej Czarownicy (gdyby Narnijczycy w tym czasie prowadzili wojny z Kalormeńczykami, to pan Tumnus nie zdziwiłby się tak bardzo, widząc człowieka. Co ciekawe, żelazna kurtyna musiała być nieprzepuszczalna także w drugą stronę, skoro Kalormeńczycy nie wiedzieli o mówiących zwierzętach), a po drugie, jak widać będzie dalej, ze względu na Wielką Pustynię, taka wyprawa wojenna jest przedsięwzięciem ryzykownym i do tej pory raczej niepróbowanym. Wyspy są prawdopodobne, ale stawiam szczególnie na wojny domowe, tym bardziej, że Bri w tym rozdziale wspomina coś o buntownikach |
Ciekawi mnie też Archenlandia... Zuzanna mówi w kolejnym rozdziale o Narni i Archenlandii, iż żyją w przyjaźni od niepamiętnych czasów. Znajdują się dość blisko. Pewnie już ktoś o tym wspominał, ale nie pamiętam, jak rozwinęła się ta kwestia - czy Archenlandię również pochłonęła zima na długie lata? Bo wydaje mi się, że nie. Więc ta żelazna kurtyna musiała zapaść gdzieś między Narnią a Archenlandią.
martencja napisał: |
Wydaje mi się też, że jej niechęć do Ahoszty wynika nie tylko z jego wieku i brzydoty, ale też z tego, że swoją pozycję na dworze Tisroka zawdzięczał, jak by nie było, własnej pracy, a nie pochodzeniu. Dorobkiewicz, innymi słowy. |
To gorzka prawda, ale chyba się muszę zgodzić... Kiedy Arawis opisuje Ahosztę, to po pierwsze wspomina o jego niskim pochodzeniu, dopiero potem o wieku i wysoce niekorzystnym wyglądzie.
martencja napisał: |
Pięknie jest opowiedziana historia Arawis! Rodowód na początku przypomina mi sagi islandzkie, gdzie każdy nowy bohater poprzedzony był podobnym wymienieniem przodków do kilku pokoleń wstecz. |
A mi się przypomina, kiedy to czytam, że ile razy w późnym dzieciństwie zabierałam się za ambitny plan czytania Pisma Świętego "od dechy do dechy", utykałam na którymś rodowodzie, na samym początku;)
martencja napisał: |
I czy takie poślubienie dziewczyny bez udziału jej rodziny, jak to według listu Arawis miał zrobić Ahoszta, nie zostałoby potraktowane jako wielki afront:) Ciekawi mnie też kalormeński panteon bogów, łącznie z wymienioną tu Zardinah, Panią Nocy. Że też, swoją drogą, takie rytuały ku jej czci ze strony mającej wyjść za mąż dziewczyny odbywały się w miejscu, przez które przypadkiem mógł przejechać ktokolwiek, na przykład taki Ahoszta:) Raczej bym się spodziewała jakiegoś odosobnionego miejsca, świętego gaju dostępnego tylko kobietom czy czegoś w tym rodzaju. Ale co ja tam wiem na temat kalormeńskiej kultury:) |
Może to i było niedozwolone i stanowiło afront, ale Ahoszta stał tak wysoko, ze ojciec Arawis nie odważyłby się mu podskoczyć? Swoją drogą, list był nawet bez pieczęci. Tak czy owak, Arawis zyskiwała nieco czasu - czy gdyby jej ojciec wybrał się do Ahoszty, czy też napisał do niego list.
koriat napisał: |
Jestem świeżo po lekturze - i zebrało mi się kilka luźnych uwag odnośnie całości. Zechciejcie wybaczyć, że wybiegam przed orkiestrę, ale nadmiar myśli domaga się ujścia |
Kolejnemu rozmówcy puściły nerwy, nie wytrzymał i musiał przeczytać całość Niech to będzie miarą wartkości akcji w tej książce;)
Jak to mówią - kto patrzy na liść, nie widzi lasu. I na odwrót. Więc myślę, że ogólne spojrzenie bardzo się przyda.
koriat napisał: |
Sama opowieść jako pewien abstrakcyjny twór jest tu czymś więcej niż tylko dodatkową atrakcją. Bo pojawia się w jeszcze jednym aspekcie, w wypowiedziach Aslana skierowanych do Szasty, Arawis i Briego. Każdemu z nich Aslan mówi, że nie opowiada im o losach innych ludzi, że jego opowieść dotyczy tylko życia danego rozmówcy. Za jej pomocą Aslan uświadamia im znaczenie pewnych faktów w ich życiu, ułatwia zrozumienie swojej sytuacji, i, by tak rzec, miejsca w świecie. Ale to z kolei dzieje się przecież w opowieści snutej czytelnikowi przez Lewisa. Czyli znowu, jasna cholera, wychodzi postmodernizm, gra z czytelnikiem branie siebie samego w cudzysłów. Ale też więcej, bo refleksja nad rolą literatury pięknej w życiu, literatury która może być swego rodzaju katalizatorem, impulsem do zmiany lub metaforą tłumaczącą świat. |
Uhm... Czyli patrzy się z różnych punktów widzenia, dzięki czemu uzyskuje się nieco bardziej obiektywny obraz świata. Powstaje dużo różnych obrazów, które, mimo że inne, to sobie nie przeczą, co więcej wzbogacają się nawzajem i dopełniają. Z tego co pamiętam, uzyskanie obiektywnego obrazu w postmodernizmie nie jest możliwe. Podkreślam - o ile dobrze pamiętam, bo ten "izm" sprawia mi zawsze wiele trudności i nie jestem w stanie nic pewnego o nim powiedzieć. Tu sprawa wygląda tak - obiektywizm jest możliwy, ale trzeba zebrać jak najwięcej najróżniejszych relacji, odbiorca sam wyciąga wnioski.
koriat napisał: |
W dodatku dziwi początek książki, gdzie Arszisz rozmawia z właścicielem Briego i obaj mówią właściwie tak samo, mimo, że jeden to prosty, ciemny rybak, a drugi możnowładca. Skąd niby Arszisz znał te wszystkie poezje i sentencje? |
Ano, racja. Arszisz opowiada prawie tak pięknie, jak Arawis. Widocznie mieli kulturę ludową na równie bardzo wysokim poziomie;)
Poezje i sentencje mógł sobie wymyślić na poczekaniu, małpując wzory. Do czego, swoją drogą, też potrzeba odrobiny inwencji.
Rozdział IV
SZASTA SPOTYKA NARNIJCZYKÓW
koriat napisał: |
I inna kwestia. Wszyscy od razu mylą Szastę i Korina. Niby ok, to bliźniacy, ale... Wychowali się w dramatycznie innych warunkach, jeden na królewskim dworze, drugi w chacie ubogiego rybaka, zasuwając od rana do nocy, no i choćby fryzury musieli mieć zasadniczo odmienne... |
No fakt. Tylko kto wie, jak na co dzień zachowywał się Korin? Może również w rodzinnych stronach był z niego straszny łobuz, który uciekał przez okno i bił się z przypadkowymi przechodniami? I może już nie raz udowadniał, że potrafi wyglądać fatalnie. A te fryzury - ciekawy temat. Jak się czesano w Kalormenie, a jak w Narni... Poza tym Szasta mógł być nieco bardziej opalony.
Ten Taszbaan to zaprawdę cud świata, jak wynika z opisu. Nie będę się może rozwodzić, bo mnie zazdrość bierze - dlaczego mnie tam nie było??
Trochę się uczepię drobnostki. Bo patrzący na Taszbaan widział ponoć "barbakany" i się zastanawiam, jak to u licha mogło wyglądać. Chyba takie odchodzące z mostów:/ Nie przypominam sobie jednak przypadku, żeby korytarz barbakanu szedł przez most. Zresztą wtedy i tak byłby tylko jeden, bo z perspektywy patrzącego widać tylko jeden most. No ale cóż, nigdy nie byłam specjalnie dobra z architektury. Pewnie się niepotrzebnie czepiam.
Edit: po małym riszerczu stwierdziłam, że jednak straszną głupotę powiedziałam. Most+barbakan są ok.
Edit nr2: Tak mnie te barbakany zaintrygowały, że zajrzałam do oryginału. Nie ma tam, jak widzę, nic o barbakanach. Lewis wspomina o "battlements", co oznacza, mówiąc ogólnie, blanki (krenelaż), a co tłumacz przerobił, nie wiem dlaczego, na "blanki i barbakany". Chyba że coś mi się pomieszało.
Bri upomina Arawis, by się zgarbiła, bo wygląda na księżniczkę, za co odwdzięczyła mu się radą, by zwiesił łeb, bo wygląda na rumaka bojowego. Ciekawe, czy to były przemądrzałe docinki, czy też zakamuflowane komplementy?
Dowiadujemy się, jak się ubierali narnijscy królowie. Ubierali się na jaskrawo. Nosili też "kołpaki wysadzane drogimi kamieniami". Sprawdziłam, co to te kołpaki (bo się za bardzo nie znam na historii mody) i się okazało, że pochodzą one z Turcji. Pewnie jest tego dużo rodzajów, więc nie mam pojęcia, jak to może wyglądać. No bo chyba nie [link widoczny dla zalogowanych] W każdym razie, niektóre z ich wyglądają na dość ciężkie (drogie kamienie!), co zaprzecza nieco tezie o wygodzie mody narnijskiej.
Co jeszcze tutaj... Zuzanna mówi do Korina: Przecież jesteśmy tak bliskimi przyjaciółmi od czasu śmierci twojej matki! Co brzmi bardzo ładnie. Wygada na to, że opiekuńcza Zuzanna próbowała przynajmniej odrobinę zastąpić chłopcu rodzicielkę.
Mam nadzieję, że nie wypowiedziałam się nazbyt chaotycznie. Przepraszam za spóźnienie, bardzo zajęty dzień dziś miałam.
|
Ostatnio zmieniony przez Olle dnia Nie 3:47, 06 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
koriat
Łachonog
Dołączył: 02 Kwi 2006
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Nie 11:23, 06 Gru 2009 |
|
Mnie rozśmieszyło w tym rozdziale co innego: tam, gdzie jest o modzie można przeczytać, że Narnijczycy nie noszą przyjętych w Kaalormenie spodni, tylko tuniki. Hm, u nas to przecież spodnie były barbarzyńskie i północne
Olle napisał: |
Ten Taszbaan to zaprawdę cud świata, jak wynika z opisu. Nie będę się może rozwodzić, bo mnie zazdrość bierze - dlaczego mnie tam nie było?? |
Nic straconego, weź wehikuł czasu, skocz gdzieś tak do XII wieku i pozwiedzaj Bagdad albo Damaszek, powinno byc podobnie, tylko bardziej
|
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|