Autor |
Wiadomość |
patysio
Centaur
Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: patysiowo
|
Wysłany:
Pią 19:37, 10 Gru 2010 |
|
Marto - po pierwsze wielkie dzięki za wszystkie zapodawane linki; jesteś lepsza niż google!
A po drugie - OMG, co za kicha... Naprawdę, prof. Kirke miałby tu kilka słów do powiedzenia nt braku logiki w szkołach :-/
Dlaczego z Eda zrobił się taki dupek? Wszak idea wizyt w Narnii jest taka, że dzieci z każdą wizytą stawały się lepsze!
Po kiego wała Eustachosmok wyczyniał te wszystkie wygibasy nad statkiem, złamał maszt i porwał Edmunda? Czy scena na plaży była aż tak trudna do sfilmowania? Niech mi to ktoś wyjaśni, bo normalnie nie rozumiem.
Kurde, coraz mniejszą mam ochotę iść do kina.
|
|
|
|
|
|
|
martencja
Biały Jeleń
Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Pią 23:35, 10 Gru 2010 |
|
patysio napisał: |
Marto - po pierwsze wielkie dzięki za wszystkie zapodawane linki; jesteś lepsza niż google! :D |
Dzięki, ale to nie jest jakaś wielka zasługa - wystarczy regularnie zaglądać na Narniaweb. To oni tam tak naprawdę odwalają całą ciężką robotę:)
patysio napisał: |
A po drugie - OMG, co za kicha... Naprawdę, prof. Kirke miałby tu kilka słów do powiedzenia nt braku logiki w szkołach :-/
Dlaczego z Eda zrobił się taki dupek? Wszak idea wizyt w Narnii jest taka, że dzieci z każdą wizytą stawały się lepsze! |
My thoughts exactly...
patysio napisał: |
Po kiego wała Eustachosmok wyczyniał te wszystkie wygibasy nad statkiem, złamał maszt i porwał Edmunda? Czy scena na plaży była aż tak trudna do sfilmowania? Niech mi to ktoś wyjaśni, bo normalnie nie rozumiem. |
Ja tu jednak powstrzymam się od jakiegoś bardziej wyczerpującego komentarza do czasu, aż zobaczę film, bo po pierwsze, to jest wyrwane z kontekstu, więc nie wiadomo, jak zadziała w filmie, a po drugie, widać, że jest strasznie pocięte, czyli nawet jeszcze bardziej bez kontekstu. Mimo wszystko nie porzucam nadziei, że coś tam jeszcze w tym scenariuszu będzie miało sens:P
patysio napisał: |
Kurde, coraz mniejszą mam ochotę iść do kina. |
A ja jednak na pewno pójdę. Jak napisałam, tak do końca nie porzucam jeszcze nadziei, albowiem, jak mawiali starożytni, dum spiro, spero;) Poza tym uważam, że jednak trzeba się samemu przekonać, a nie tylko polegać na opinii innych.
M.
|
|
|
|
|
A_g_a_
Faun
Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Nie 19:22, 12 Gru 2010 |
|
Ja też coraz sceptyczniej podchodzę do tejże ekranizacji :/ Nie mówię, że nigdy nie zamierzam obejrzeć, ale jak sobie pomyślę, że wydam kasę na coś, na czymś co chwilą będę jęczeć "kto to wymyślił", to nie wiem, czy nie wolę poczekać, aż będzie w telewizji :/ Póki co, poczekam na Wasze recenzje jednak W Święta zdecydowanie wolę inaczej spędzać czas, niż siedząc w kinie na premierze
|
|
|
|
|
patysio
Centaur
Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: patysiowo
|
Wysłany:
Pon 21:22, 27 Gru 2010 |
|
Ech. Do kina przybyłam, bilet zakupiłam i zobaczyłam.
Spodziewałam się wielu zmian, ale to, co się działo na ekranie, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Z książki w scenariuszu zostały tylko tytuł i imiona postaci. Natomiast cała reszta - nie mówię już nawet o totalnie kupy się nie trzymającej fabule, ale o rzeczach tak istotnych jak: charakter postaci, przesłanie opowieści, klimat narnijski - zginęły w scenariuszu jak w siekanym kotlecie. Czy może raczej jak w mgle (zielonej).
No więc właśnie - Zielona Mgła, czyli filmowy czarny charakter tej części. Na karb ZM można zwalić wszystko - począwszy od hormonów Łucji, poprzez fochy Edmunda, po ewidentne niewyżycie seksualne Kaspiana (ten tekst do Łucji, że żadna nie była piękniejsza niż twoja siostra - oh, please!!!) - generalnie ZM ucieleśnia całe zło świata narnijskiego. Zielona mgła mieści się na Ciemnej wyspie skąd wędruje sobie tuda i sjuda, mącąc umysły biednych narnijczyków, a niekiedy też porywając składane jej ofiary (!). Na początku (tj. podczas epizodu na Samotnych Wyspach, gdzie doszło do złożenia ZM w ofierze kilku ludzi w szalupach) tylko bardzo szeroko otworzyłam oczy i szepnęłam do siebie o ja pier...lę. Później stwierdziłam, że ktoś tu się musiał porządnie nawąchać czegoś, albo obsesyjnie naczytać Siekierezady Stachury (ta mgła, ta mgła...), albo ewentualnie Lotu nad kukułczym gniazdem Keseya. Teraz stwierdzam, że ZM jest bardzo wygodnym środkiem, który ma usprawiedliwić współczesne dzieci i ich różne grzeszki, no bo przecież w człowieku zła nie ma. O, nie! - zapomnijmy w ogóle o wolnej woli i wewnętrznych wyborach. Wszystkie złe myśli, uczynki - wszystko to pochodzi od ZM i nie ma w tym naszej winy (so don't worry, be happy). Żeby pokonać ZM, nie trzeba odbyć osobistej podróży czy pokonać własne słabości - trzeba po prostu zebrać 7 mieczy i (pardon me saying so) pierdolnąć je na stół. Taki quest jak w grze komputerowej. Aha, Aslan nie gra absolutnie żadnej roli w tym queście, tak btw. Najewidentniej dowodzi tego scena na Ciemnej Wyspie, gdzie Łucja prosi Aslana o pomoc - i wówczas momentalnie pojawia się (ni z gruchy ni z pietruchy) biały ptak, po którego przybyciu n i e d z i e j e s i ę n i c. Zło zostaje pokonane dopiero, kiedy Eustachy (po walce z mgłą, oczywiście) kładzie 7dmy miecz na stole. Ekhm...
Jak już kiedyś pisałam, żadne z dzieci nie sprawia wrażenia, jakoby dojrzało wewnętrznie przez poprzednie przygody w Narnii - wręcz powiedziałabym, że dochodzi tu do jakiegoś regresu. Łucja staje się zidociałą kretynką (na dodatek jest wredna i kradnie), Edmund również (i jest wredny dla Eustachego), Kaspian jest nijaki do bólu. Co dziwniejsze, najsympatyczniejszą postacią na ekranie jest Eustachy. Filmowcy nie wiedzieć czemu chcą jego postać dać polubić zanim dojdzie do jego przemiany. W książce punkt przemiany E. był jednym z punktów zwrotnych - na filmie czujemy sympatię do E. już od momentu jego trafienia na statek, gdzie jest wyśmiewany i poniżany przez CAŁĄ załogą, z Lu i Eda praktycznie na czele
Nie oszukujmy się - ten film został nakręcony jako produkt dla dzieci, i to dla takich dzieci, jakie stworzyła technologia 3D. Scenerie narnijskie są żywcem wyjęte z gier komputerowych (Łucja wchodząca do niewidzialnego domu Koriakina), wszystko jest podkręcone do granic wytrzymałości - jest szybko, wybuchowo, kolorowo. Tak, żeby dziecko z ADHD nie zdążyło się znudzić - bo przecież historia napisana przez Lewisa, w której jest miejsce i czas na refleksję, gdzie nie wszystko jest 'o mały włos' i 'na ostatni dzwonek' byłaby za nudna i za mało magiczna. Bo dziecko, jak nie ma 3D i nerwów na postronku, nie jest w stanie niczego sobie wyobrazić. Strasznie smutne to jest, jak tak pomyśleć, bo twórcy takich produktów tylko okaleczają dzieci, które może dostrzegłyby coś atrakcyjnego w opowieści, jaką zaserwował oryginalnie Lewis - ale nie pozwala im się na to, przyzwyczajając od małego do rozrywek zapewniających maksimum doznań przy minimum wysiłku.
Myślę, Marto, że GlumPuddle był aż nadto łaskawy dla tej ekranizacji. Nie zauważyłam w niej absolutnie niczego wartościowego - jedyne, co po niej pozostało, to niesmak.
PS. A ten motyw z żoną Rinsa (ha-ha) i hollywoodzki do porzygania family reunion - o zgrozo! Nakryłam się w kinie szalem, bo już nie zdzierżyłam.
|
Ostatnio zmieniony przez patysio dnia Pon 23:01, 03 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
A_g_a_
Faun
Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Pon 22:29, 27 Gru 2010 |
|
LOL
...i zgrzytanie zębami
Ekranizacji nie widziałam. Ale to, co czytam... Ech, brak mi słów na głupotę współczesnego świata, gdzie wartościowe przesłanie jest uznawane za nudne i że koniecznie trzeba coś unowocześniać, no bo przecież "ludziom się nie spodoba/nie zrozumieją/odrzucą". Lepiej, bym powstrzymała dalsze wylewanie swego żalu tutaj :/
Zaczynam się zastanawiać, czy te ekranizacje nie powstają na zasadach, że ktoś sobie na forum wymyśla jakąś postmodernistyczną wersję i później ją postanawia sfilmować...
(myślę, że mamy duże szanse, dużo większe, niż się nam wydaje...)
|
|
|
|
|
patysio
Centaur
Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: patysiowo
|
Wysłany:
Pon 22:50, 27 Gru 2010 |
|
No cóż, Ago - ja nie od dziś knuję teorię spisku, że światem rządzi Wielki Brat, czy może raczej Kasa. No i niestety widać to w coraz nowszych dziedzinach życia...
Tak się zirytowałam, że aż [link widoczny dla zalogowanych].
|
|
|
|
|
martencja
Biały Jeleń
Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Wto 0:47, 28 Gru 2010 |
|
Właśnie przyszłam z kina i jestem w głębokiej depresji. Co najmniej tak głębokiej, jak głęboko beznadziejny był ten film. Więcej napiszę, jak wrócę z Londynu. Może już do tego czasu się otrząsnę po tym szoku...
Patysio, gratuluję debiutu na NarniaWebie!
M.
|
Ostatnio zmieniony przez martencja dnia Wto 0:49, 28 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
A_g_a_
Faun
Dołączył: 26 Sty 2008
Posty: 150
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź
|
Wysłany:
Wto 17:48, 28 Gru 2010 |
|
martencja napisał: |
Patysio, gratuluję debiutu na NarniaWebie!
|
WOW. Gratuluję również
(dlaczego na tej stronie Aslan - ten nieoswojony Lew - ma tę śmieszną Santa-Clausową czapkę? brr...)
|
|
|
|
|
patysio
Centaur
Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: patysiowo
|
Wysłany:
Wto 21:25, 28 Gru 2010 |
|
martencja napisał: |
Więcej napiszę, jak wrócę z Londynu. |
Ooo, to poluj na Benka! I powiedz mu, że tak dobrze dobierał role, a tu taka kicha.
A co do gratulacji - dzięki, dziewczyny
|
|
|
|
|
martencja
Biały Jeleń
Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Wto 23:19, 28 Gru 2010 |
|
patysio napisał: |
martencja napisał: |
Więcej napiszę, jak wrócę z Londynu. |
Ooo, to poluj na Benka! I powiedz mu, że tak dobrze dobierał role, a tu taka kicha. |
Upolowałam go dzisiaj - na dekoracjach świąteczno-narnijskich na Regent Street (wrzucę zdjęcia jak wrócę. Gdy dziś zapiszczałam na jego widok i zaczęłam pstrykać zdjęcia, spotkałam się z pełnym dezaprobaty spojrzeniem przyjaciółki i komentarzem: "Ile ty masz właściwie lat?", na co odpowiedziałam, że dokładnie tyle samo, co on:D! No, prawie, on jest chyba o dwa czy trzy tygodnie młodszy:)). Niestety, ta bożonarodzeniowa dekoracja nie była zbyt komunikatywna, więc nie mogłam nic powiedzieć o doborze ról... A zresztą, czy on miał taki duży wybór, skoro już zagrał w "Kaspianie"? A tu przynajmniej nie był już wystraszonym nastolatkiem, jak tam, tylko całkiem królewskim królem:)
M.
|
Ostatnio zmieniony przez martencja dnia Sob 0:09, 15 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
koriat
Łachonog
Dołączył: 02 Kwi 2006
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Śro 11:37, 29 Gru 2010 |
|
W zasadzie mógłbym podpisać się pod obydwoma Patysiowymi recenzjami, ale że temat mi leży na sercu, a już zajrzałem na forum ( ), to co nie co powiem.
Jakkolwiek oczywiście, proszę wybaczyć fekalny język, ten film to kupa, ma swoje jaśniejsze strony, i od nich zacznijmy. Przede wszystkim - konsekwentnie w serii znakomita jest scenografia i cała oprawa plastyczna - absolutnie prześliczny Wędrowiec (twórcom chyba też się podobał, tak, że zal było uszkodzić, w efekcie kolejne niebezpieczeństwa i burze nie zostawiają na nim żadnego śladu), ładne kostiumy, projekty smoka, łachonogów, węża morskiego, Narrowhaven - to wszystko naprawdę się broni, jest jakie powinno być. Aktorzy też konsekwentnie pasujący. Panią koriatową pociągał Kaspian, ale mnie jakoś nie.
Natomiast reszta - reszta pod pewnymi względami jest bardzo konsekwentna. To znaczy konsekwentnie wycięto z oryginalnej fabuły cały jej mistycyzm, dążenie do kontaktu z nadnaturalnym, leżącą gdzieś tam krainą Aslana, wycięto najbardziej symboliczne sceny - Aslana obdzierającego Eustasmoka ze skóry czy jego przemianę z baranka, wycięto Ramandu i rzeczywistą naturę i rolę Koriakina
Zamiast tego dodano mnóstwo najgorszego tosavetheworldowego patosu i dramatyzmu - poszukiwania baronów i dążenie na koniec świata okazaly się widać niewystarczająco mocnym questem, trzeba więc było dodać walkę ze ZUEM. Jak wyszło - opisała Patysio.
Natomiast nie bardzo rozumiem, czemu miało służyć kompletne poszatkowanie chronologiczne oryginalnej fabuły - zwłaszcza takie rzeczy, jak przerzucenie na sam koniec przemiany Eustachego i walki z wężem morskim. Do tego dochodzi naprawdę wielka liczba debilizmów, jak latarka Edmunda ratująca losy wyprawy już w drugim filmie, smok ciągnący 10 razy od siebie większy statek, zabieranie Eustachego na zwiad do wrogiego miasta... I tak dalej. Ogólnie wiec rzecz biorąc nie mam scenarzystom za złe zmieniania fabuły samego w sobie. Sęk w tym, że pochlastawszy oryginalną, nie byli w stanie w jej miejsce wymyślić niczego, co nie byłoby potwornie nielogiczne, niespójne, głupie i infantylne.
p.s.Uważam jednakowoż, że druga część była bardziej żenująca.
p.p.s. Ale niech ktoś mi wytłumaczy, jak to możliwe, ze ta sama ekipa zrealizowała bardzo fajną i szanującą oryginał część pierwszą....
|
|
|
|
|
patysio
Centaur
Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: patysiowo
|
Wysłany:
Śro 22:31, 29 Gru 2010 |
|
koriat napisał: |
Do tego dochodzi naprawdę wielka liczba debilizmów, jak latarka Edmunda ratująca losy wyprawy już w drugim filmie, smok ciągnący 10 razy od siebie większy statek |
Do latarki nic nie mam - jest nawet ciekawą wartością dodaną ze strony scenarzystów. Podobnie jak uważam, że ta scena z Zuzanną sama w sobie nie jest zła - jedynie sposób, w jaki poprowadzili wątek Łucji chcącej być piękną. Gdyby wsadzili ten wątek do sceny czytania księgi czarów przez Ł., byłoby bardzo w porządku (i postmodernistycznie ). Ale Łucja wyrywająca stronę z cennego manuskryptu - to już jakiś horror bibliotekarski!
koriat napisał: |
p.s.Uważam jednakowoż, że druga część była bardziej żenująca.
p.p.s. Ale niech ktoś mi wytłumaczy, jak to możliwe, ze ta sama ekipa zrealizowała bardzo fajną i szanującą oryginał część pierwszą.... |
Mi się z kolei KK baaardzo podobał - właśnie sobie wczoraj puszczałam fragmenty i zastanawiałam się, jak to możliwe, że KK jest tak zabawny i wciągający, a PWdŚ jest nudny i napompowany sztampą i patosem jak cholera.
Nie wiem, ile nagrzeszył w tym Apted, a ile skopali scenarzyści.
PS. Znalazłam wczoraj wywiad z Benkiem, gdzie tłumaczy brak akcentu.
|
|
|
|
|
martencja
Biały Jeleń
Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Pią 21:02, 31 Gru 2010 |
|
Wprawdzie jeszcze nie wróciłam, ale już udało mi się poukładać mniej więcej moje przemyślenia. W tym, co napiszę, będzie pełno spoilerów, więc jak ktoś jeszcze nie widział filmu, niech nie czyta.
Moja recenzja będzie częściowo powtórką tego, co napisali przedmówcy. I nic dziwnego, bo wady tego filmu są dość oczywiste i rażące. Jednak, podobnie jak Koriat, zacznę od pozytywów. Już przed zobaczeniem filmu wielokrotnie pisałam, jak bardzo mi się podobają kostiumy, rekwizyty, dekoracje. No i nadal mi się podobają:) To akurat aspekt, który we wszystkich trzech filmach twórcom dobrze wychodzi, moim skromnym zdaniem. Na przykład koniec świata był niemal zupełnie taki, jak sobie wyobrażałam z książki - przy okazji ostatniego czytania byłam bardzo zdziwiona czytając w opisie, że była tam trawa, bo jakoś w moim umyśle utrwalił się, nie wiem skąd, taki właśnie obraz płaskiej plaży otoczonej błękitem morza i nieba. Podobał mi się Will Poulter jako Eustachy - i choć rzeczywiście sposób jego przedstawienia w filmie sprawia, że wydaje się postacią dużo bardziej godną współczucia niż irytującym bachorem, jak w książce, przynajmniej koncepcja jego postaci nie jest tak rozpaczliwie bez sensu, jak na przykład Edmunda i Łucji. Widz nie czuje potrzeby jęczenia "Matko Bosko Częstochosko, co to ma być??" za każdym razem, gdy się odezwie. Poza tym podoba mi się Drinian - tyle, ile go w tym filmie jest, a jest niewiele. A Kaspian, jak już napisałam, tutaj wreszcie zachowuje się jak król, a nie jakiś wypłosz, jak w "Księciu Kaspianie".
Natomiast jeżeli chodzi o to, co mi się nie podobało... Gdzie zacząć? Po pierwsze, film jest zły jako adaptacja. Po drugie, jest zły sam w sobie.
Początek jeszcze pozostawia jakąś nadzieję (oprócz Edmunda usiłowań zaciągnięcia się do armii). Eustachy, z jego kolekcją owadów i dziennikiem, jest całkiem nieźle wprowadzony, chociaż dziennik, jak wiele innych rzeczy w tym filmie (albatros, kamienny nóż, wzmianka o Julii (a to w ogóle bez sensu. Dlaczego Julia miałaby wpadać do Eustachego w odwiedziny, przecież na tym etapie oni się nie kolegowali i raczej nie lubili)), wydaje się takim ochłapem rzuconym na pocieszenie fanom książki, a odartym ze znaczenia dla fabuły. A na Samotnych Wyspach następuje pierwsza przykra niespodzianka i potem jest już tylko gorzej... Cały sens Narrowhaven, przejęcie wysp podstępem (które jest przecież tak fajną i emocjonującą sceną w książce), idzie się gonić, gdy scenarzyści postanawiają wstawić tu trochę nawalanki. Która zupełnie widza nie wciąga emocjonalnie. To zresztą pozostaje stałą do końca filmu: jedyną emocją, którą u mnie wywołał, była irytacja. Żadnego zachwytu czy wzruszenia, czy nawet ekscytacji. Pod tym względem "Książę Kaspian" dla mnie dużo lepiej spełnił swoje zadanie, bo tam spotkanie z Aslanem jednak wywołało u mnie wzruszenie. Tylko że w tym filmie Aslan okazuje się tylko postacią epizodyczną i w gruncie rzeczy mało ważną. Ale o tym później.
Na Samotnych Wyspach też widz ma po raz pierwszy okazję poczuć się, jakby już dotarł na Ciemną Wyspę i jego najgorsze koszmary stały się rzeczywistością. Wszystko co do tej pory czytałam o fabule tego filmu, okazuje się prawdą: miecze (czy jest sens pytać, co robiły miecze ze "złotego wieku" w rękach Telmarów? I dlaczego, skoro były ze złotego wieku, Pevensie nic o nich nie wiedzieli?), zielona mgła połykająca ludzi (co palił scenarzysta, który to wymyślił?? Nałykał się zielonego dymu, czy co?) i jakiś absurdalny motyw z żoną Rinsa, który absolutnie niczemu w filmie nie służy poza uczynieniem go bardziej banalnym. Od tej chwili wszystko już zjeżdża po równi pochyłej w czarną otchłań. Nawet jak autor podaje scenarzystom na tacy fajny, humorystyczny motyw, który, wydawałoby się, powinien im się spodobać, jak Łachonogów, scenarzyści postanawiają go zignorować i niemalże pominąć - Łachonogowie pojawiają się na ekranie łącznie może przez minutę. W ogóle, zgadzam się z niektórymi zagramanicznymi forumowiczami, że fabuła sprawia wrażenie, że strasznie z nią gonili, tak że widz nie zdąży się zaangażować. Z drugiej strony moja przyjaciółka stwierdziła, że film ją znudził; tak więc wygląda na to, że twórcom udała się rzecz z pozoru niemożliwa: zrobienie filmu, który jest jednocześnie nudny i ma zbyt szybko biegnącą fabułę;]
Kolejną zmarnowaną szansą jest Koriakin: zamiast ciekawej postaci, tak cudownie wzbogacającej narnijski świat (pokutująca gwiazda zajmująca się w ramach pokuty krnąbrnym i głupiutkim ludem - no czy to nie brzmi fascynująco?), dostajemy kolejną porcję oklepanych banałów prosto z gry komputerowej.
Następna porażka - Śmiertelna Woda. Niby scena sprzeczki królów jest bardzo podobna do tej w książce (a to przecież taka dobra scena!), ale jakimś sposobem, przez drobne zmiany, inne rozłożenie akcentów, filmowcom udało się ją spieprzyć. A to dzięki temu, że ma ona zupełnie inną niż w książce funkcję: elementu w założonej przez filmowców wizji Edmunda. Do której jeszcze wrócę. Reszty fabuły filmu - Wyspy Ramandu i Ciemnej Wyspy - już nawet nie mam siły komentować, więc spuszczę na nią zasłonę milczenia. Zresztą, Patysio już przeanalizowała kwestię zielonej mgły (podziwiam ją za to, bo mnie brak na to cierpliwości...). A gdy w końcu dochodzi do spotkania z Aslanem na końcu świata, sceny, która miała być chwytająca za serce, widz jest już zbyt zirytowany, żeby się na niej skupić. I chyba zgodzę się z GlumPuddle z NarniaWebu, że nie działa na emocje, bo widz nie został na nią odpowiednio przygotowany przez całą resztę filmu. Jak przez dwie godziny oglądało się starania o pokonanie niezwykłych zjawisk meteorologicznych (a może zielona mgła to metafora globalnego ocieplenia...?:P) i zebranie w jednym miejscu kilku sztuk broni, dlaczego człowiek nagle miałby się przejąć tym finałem? Gdyby przez cały film przewijał się motyw tęsknoty za Krajem Aslana, tak jak powinien, to możliwe, że ta scena byłaby wzruszająca. Tak samo ostatnia scena filmu, taka kontemplacyjna i bez dialogów, mogłaby być ładnym podsumowaniem i "skomentowaniem" przeżyć dzieciaków, ich przemiany i lekcji - tylko że lekcja wyniesiona z tej fabuły jest tak boleśnie banalna, że i ta scena nie działa tak, jak powinna.
Następna sprawa: dlaczego zrobiono taką krzywdę postaciom? Kaspian nagle, ni stąd ni zowąd, ma daddy issues, Łucja staje się książkowym wandalem (The horror! The horror!). Nie przeszkadza mi scena z Zuzanną. Natomiast kazanie Aslana po niej - owszem. Przychodzi mi do głowy, jak tak często w ciągu tego filmu, angielskie słówko "cheesy". No i cały wątek Gael! Który ewidentnie został wprowadzony wyłącznie jako pomocniczy do wątku Łucji, a jednak zupełnie nie pomaga. Moja przyjaciółka czytała niedawno wywiad z jakąś poprawiaczką hollywoodzkich scenariuszy. Pani ta, w swej nieskończonej mądrości, twierdzi tam, że każdy film, żeby odnieść sukces, powinien mieć jasno określoną widownię i przesłanie skierowane do tej widowni. I tak na przykład nastolatki w wieku 13-19 lat przeżywają konflikt między indywidualizmem a konformizmem i dostosowaniem się pod presją otoczenia, i to właśnie powinno być poruszane w filmach dla takiej widowni. "Coś mam wrażenie, że ta pani majstrowała przy tym scenariuszu." - stwierdziła moja przyjaciółka po seansie i trudno mi nie przyznać jej racji.
No i wreszcie Edmund. Co ci filmowcy zrobili temu biednemu chłopcu! Wyrażałam swój niepokój już przed premierą - niestety, potwierdził się. Przy wszystkich grzechach poprzednich ekranizacji, przynajmniej Edmunda udawało im się, moim zdaniem, przedstawić dobrze. Po przeżyciach z LCiSS stał się poukładanym, mądrym młodym człowiekiem, który jak trzeba, potrafił i pomyśleć, i przyłożyć. A tutaj nagle się okazuje zakompleksionym nastolatkiem! Począwszy od wspomnianej już pierwszej sceny przez cały właściwie film... Na ja bardzo proszę! Owszem, rozumiem, że o ile taka poukładana postać mogła się sprawdzać jako drugie skrzypce do Piotra i Kaspiana w poprzedniej części, a jak tutaj jednego z nich zabrakło, trzeba było mu dać jakiś wątek, który nadałby tej postaci większego dynamizmu - ale u licha, nie ten! I to z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, to recykling tego, co przeżywał Piotr w "Księciu Kaspianie". Czy już naprawdę nie ma innych motywów w hollywoodzkiej skarbnicy rozterek chłopców w wieku dojrzewania?? (Zapewne nie, stwierdziłaby wyżej cytowana pani od poprawiania scenariuszy.) Po drugie, to jest cofanie postaci Edmunda w rozwoju. Nawet nie w stosunku do książki, ale też w stosunku do poprzednich filmów! Pamiętacie scenę rozmowy Edmunda z Mirazem, w której podkreślał, że jest just king, a Peter is the high king? Czy to dawało wrażenie, że ten stan rzeczy mu w jakiś sposób przeszkadza? Dla mnie nie. Albo scenę, gdy Piotr w czasie pojedynku nagle zaczął dziękować Edmundowi, na co ten odpowiedział "You'll thank me later" - czy tylko ja odczytałam jako "Spoko, nie ma sprawy"? W tym filmie to zupełnie inny człowiek, nie ten, którego prawie wszyscy tutejsi forumowicze komplementowali na wątku o ekranizacji "Kaspiana". Boli mnie to szczególnie, że tak lubię postać Edmunda.
No i wreszcie dochodzimy do najważniejszego: gdzie jest Aslan? Jedyną jego funkcją w tym filmie wydaje się odesłanie dzieciaków z powrotem do Anglii, wcześniej nie pojawia się (z wyjątkiem sceny napominania Łucji, o której wcześniej wspomniałam, a która była kiepska), ani nie jest przez bohaterów wspominany/wyczekiwany/pamiętany. W scenie na końcu świata owszem, wypowiada nawet słowa z książki ("In your world I have another name"), ale, jak już pisałam, w filmie o zwalczaniu zielonej mgły słowa te tracą większość swojego znaczenia. "Książę Kaspian" był filmem pod wieloma względami wzbudzającym mój sceptycyzm, ale - tak jak podkreślałam kilkukrotnie w odpowiednim wątku - potrzeba zwrócenia się do Aslana była tam przynajmniej wyraźnie zaznaczona. Nie dość wyraźnie natomiast, jak na mój gust, w "Lwie, czarownicy i starej szafie", co było moim głównym zarzutem w stosunku do tamtego filmu: że za bardzo podkreśla rolę dzieci, a za mało - Aslana. Nawet tam jednak było pod tym względem dużo lepiej niż tutaj, gdzie właściwie można by Aslana wyciąć nie zmieniając za bardzo fabuły filmu.
Czy chociaż film ten mógłby być potraktowany jako niezły nie jako adaptacja, a sam w sobie? Raczej nie. Wspomniana parę razy przyjaciółka, która razem ze mną oglądała film, a która nie czytała książek, stwierdziła, że był on, cytuję: "absolutnie koszmarny, łopatologiczny i nieśmieszny. Nawet 3D nie pomaga." Rzeczywiście, łopatologiczność to jeden z najgorszych grzechów tego filmu: chociażby te kawałki zielonej mgły, pojawiające się za każdym razem, gdy któryś z bohaterów doznawał jakiejś pokusy - ach, no co za subtelna symbolika, doprawdy! I w ogóle skąd ci filmowcy (oraz Douglas Gresham) wytrzasnęli ten fakt, że głównym tematem PWdŚ jest temptation? Powtarzali to w każdym wywiadzie już co najmniej na dwa miesiące przed premierą filmu, aż zaczęłam podejrzewać, że najwyraźniej coś bardzo ważnego mi w czasie lektury umknęło... Poza tym postępowanie postaci w wielu miejscach jest po prostu idiotyczne, co już wspomniał Koriat (dodam jeszcze nocowanie na brzegu na Wyspie Patałachów, zamiast bezpiecznego przenocowania na pokładzie). Co do 3D, musiałam się naprawdę wysilać, żeby w ogóle je dostrzec, ale może to wina tego, że oglądałam ten film w dość odrapanym kinie.
Podsumowując: początek i koniec są ok, cała reszta - do wyrzucenia. Szkoda, wielka szkoda, że w tak katastrofalny sposób zmarnowano tę szansę. O ile przy Kaspianie przyjmowałam do wiadomości argument, że struktura książki jest trudna do sfilmowania, tutaj już takiej wymówki nie było (tłumaczenie filmowców, że struktura PWdŚ jest zbyt fragmentaryczna, a poszczególne przygody są za mało ze sobą powiązane, zupełnie mnie nie przekonuje). Nie jestem tak bardzo zaskoczona, bo za wiele przez ostatnie tygodnie o tym filmie czytałam, żeby nie wiedzieć, czego się spodziewać, ale jednak żal.
koriat napisał: |
Natomiast nie bardzo rozumiem, czemu miało służyć kompletne poszatkowanie chronologiczne oryginalnej fabuły - zwłaszcza takie rzeczy, jak przerzucenie na sam koniec przemiany Eustachego i walki z wężem morskim. |
Akurat to wiem czemu służyło: żeby była odpowiednia kulminacja. Jak się robi banalną fabułę o ratowaniu świata, to musi pod koniec wszystko nagle się rozwiązać w scenie totalnej rozwałki. Natomiast jeżeli chodzi o brak przemiany Aslana z baranka, powód jest, jak czytałam, banalnie prosty: pieniądze. Zrobienie takiej sceny byłoby podobno straszliwie drogie, a ten film, przez finansową klapę "Księcia Kaspiana", miał w porównaniu z nim bardzo obcięty budżet.
koriat napisał: |
p.p.s. Ale niech ktoś mi wytłumaczy, jak to możliwe, ze ta sama ekipa zrealizowała bardzo fajną i szanującą oryginał część pierwszą.... |
No nie do końca ta sama, bo zmienił się reżyser i producent (film przejął po Disneyu Fox). Choć szczerze mówiąc nie mam pojęcia, jaki producenci mają wpływ na scenariusz...
A komu udało się wypatrzyć Douglasa Greshama? Bo mi tak!:) (Że też, swoją drogą, on jeszcze nadal firmuje całe to przedsięwzięcie swoim nazwiskiem, to mnie dziwi.)
To tyle na razie. Jak sobie jeszcze przypomnę coś więcej, nie omieszkam tu tego skrytykować;] A na razie pozostaje mi życzyć sobie i forumowiczom lepszych filmów w nowym roku!
M.
|
Ostatnio zmieniony przez martencja dnia Sob 0:10, 15 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
patysio
Centaur
Dołączył: 28 Cze 2007
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: patysiowo
|
Wysłany:
Nie 13:44, 02 Sty 2011 |
|
Well, Marto, what can I say Ja DG nie wypatrzyłam (bo, jak wspomniałam, przez większość scen chowałam oczy w szalu z żenady). Co do wspomnienia Julii (I need some guidance here ) - czy inni forumowicze, którzy mieli tą radość być na dubbingowanej wersji, także usłyszeli, że 'cioteczka Pola wpadła na herbatę'? Możliwe, że była mowa o 'Juleczce' - ale już sama nie wiem.
Film był straszliwy - no i na premierze, z tego, co widziałam, Benek pojawił się ze ściętymi włosami. Hm, zdecydowanie lepiej mu w długich...
I co do grzebania z scenariuszu - o tak. Wręcz, miałam wrażenie, ze wrzucili książkę w jakiś komputerowy program typu 'Blockbuster generator' i z tego, co im wyszło, zrobili scenariusz.
|
|
|
|
|
martencja
Biały Jeleń
Dołączył: 15 Wrz 2006
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdynia
|
Wysłany:
Pon 22:19, 03 Sty 2011 |
|
patysio napisał: |
Co do wspomnienia Julii (I need some guidance here ;-)) - czy inni forumowicze, którzy mieli tą radość być na dubbingowanej wersji, także usłyszeli, że 'cioteczka Pola wpadła na herbatę'? Możliwe, że była mowa o 'Juleczce' - ale już sama nie wiem. |
Zgroza. No po prostu zgroza. Myślałam, że nie może już być gorzej, niż to, co widziałam, dopóki sobie nie przypomniałam, że przynajmniej oszczędzono mi bólu wysłuchiwania dubbingu. No więc w oryginalnej wersji w ostatniej scenie mowa jest wyraźnie o Jill Pole.
A, przypomniałam sobie jeszcze coś, co mi się podobało! Napisy końcowe z ilustracjami Pauline Baynes. Kto wie, czy nie były lepszą ekranizacją, niż sam film:P
M.
|
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|